Fotografia Adama Pietrasiewicza
Adam Pietrasiewicz
Widziane z pozycji siedzącej
czyli
co mam do powiedzenia na tematy bieżące i ponadczasowe.

E-book - historical fiction

Przejście do strony na której można kupić ebook Powroty

Co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Czy po ogniu można chodzić? (Biuletyn Sceptyczny)

1 czerwca 1998

Gdy chcemy do wszystkiego podchodzić ze sceptycyzmem, to sprawy się komplikują, gdy dochodzimy do zjawisk wielokrotnie opisanych, sprawdzonych, potwierdzonych i prawdziwych! Tak jest, są zjawiska niezwykłe, które są opisane, sprawdzone i potwierdzone. Tyle, że w tym przypadku nie są to zazwyczaj wcale zjawiska tajemnicze.

Któż z nas nie słyszał o fakirach chodzących po ogniu? Po rozżarzonych węglach? Wszyscy słyszeli, i wszystkim pewnie jeszcze ciarki przechodzą po plecach, gdy pomyślą, jak straszne to musi być przeżycie. Ale przecież nawet w Polsce można teraz zapisać się na kurs "medytacji transcendentalnej" czy inne "hare krishna", gdzie, za niewielką opłatą, wszyscy będą mogli osiągnąć tę umiejętność, poprzez medytację, ćwiczenia oddechowe i inne śpiewy sakralne.

Już w XII wieku, błogosławiony Jean Buono "chodził po ogniu, jakby to była woda". Pod koniec XV i na początku XVI wieku cuda św Franciszka, uznane za niezwykły przykład jego świętości, obejmują również chodzenie po ogniu. Sztuka ta nie jest więc czymś nowym.

Aby wytłumaczyć zjawisko najczęściej mówi się o konieczności wprowadzenia się w specyficzny stan świadomości, czego dostąpić mogą tylko niektórzy. Wyjaśnienia zwolenników paranormalności odwołują się do siły myśli, która wpływa na tkankę ludzką, powodując jej odporność na ogień.

Problemowi przyjrzano się jednak z bliska, i okazało się, że nie ma potrzeby uciekania się do nadnaturalnych mocy, czy niezwykłych stanów psychicznych. Chodzenie boso po rozżarzonych węglach jest mniej więcej tak samo niebezpieczne jak chodzenie po plaży. Oto kilka słów wyjaśnienia.

Najważniejszą sprawą jest fakt, że płonące substancje, po których się chodzi charakteryzują się niską kalorycznością i bardzo słabym przewodnictwem cieplnym. Chodzi o to, w jakim stopniu dane ciało jest w stanie gromadzić w sobie ciepło, a także przekazywać je otoczeniu. Dla przykładu weźmy ciasto, które pieczemy w piekarniku. Znajduje się tam ono w temperaturze na przykład 200°C. Ale, czy boimy się powietrza o temperaturze 200°C otwierając piekarnik? Natomiast forma, w której jest ciasto, to zupełnie co innego, tu lepiej wziąć grubą szmatkę, by jej dotknąć. A przecież zarówno ciasto, powietrze, jak i forma mają tę samą temperaturę.

Instynktownie wiemy, że różne przedmioty, w tej samej temperaturze różnie będą parzyły. Ciasto z pewnością poparzy mniej niż aluminiowa forma.

W przypadku chodzenia po węglach, sprawa ma się tak, że nogi są w stanie przyjąć, bez uszczerbku, więcej ciepła niż odda węgiel, na który stają. A to dlatego, że stanięcie na węglu ochładza go i nie jest on w stanie wystarczająco szybko rozgrzać się od sąsiednich, nie przygniecionych węgli. Jest zbyt złym przewodnikiem ciepła.

Oczywiście nie wolno zapominać o czasie, w jakim staje się na węglach. Wszyscy którzy dokonują tego wyczynu, chodzą, a nie stoją, bo gdyby stanęli, to po chwili zapewne by się jednak poparzyli. Pomimo słabej przewodniości, ciepło jakoś między węgielkami przechodzi i prędzej czy później skóra nóg by się zwęgliła.

Skóra nóg, szczególnie u osób dużo chodzących boso, jest często zrogowaciała, co również stanowi dodatkowy element ochronny...

Większość niezwykłych zjawisk związanych z ogniem da się wyjaśnić w sposób jak najbardziej naturalny. Mayne Reid Coe, amerykański badacz paranormalności, przytacza szereg eksperymentów, których dokonał w 1957 roku, na sobie samym, aby zobaczyć, co człowiek może. Bez żadnego przygotowania.

Mężczyzna chodzi boso po rozsypanych, zwęglonych, żarzących się kawałkach drewna
  • dotknął rozgrzanego do czerwoności żelaza palcami,
  • dotknął rozgrzanego do czerwoności żelaza językiem,
  • dotknął roztopionego żelaza językiem (i twierdzi, że nie poczuł zupełnie nic),
  • wygiął rozgrzane do czerwonośći pręty żelazne uderzając je nogami,
  • przebiegł gołymi nogami po rozgrzanym do czerwoności żelazie,
  • przeszedł po rozgrzanych do czerwoności skałach,
  • włożył palce do roztopionego ołowiu, miedzi i żelaza,
  • wziął odrobinę roztopionego ołowiu do ust, i natychmiast wypluł (raz próbował doprowadzić do stwardnienia metalu w ustach, ale się poparzył),
  • wziął rozpalone węgle do rąk i trzymał je przez chwilę,
  • włożył rozpalone węgle do ust,
  • przeżuwał rozżarzone węgle (ponoć jest to łatwe, jeśli przeżuwa się odpowiednio szybko),
  • przechodził po rozżarzonych węglach,
  • włożył do ognia na moment twarz, ręce i nogi.

Poza faktem, że trzeba mieć wiele samozaparcia, odwagi albo i szaleństwa, by robić takie próby, to jest to ciekawe. Ciekawe o tyle, że sprawdza się przysłowie, że nie taki straszny diabeł, jak go malują. No i jeszcze, że byli tacy, którzy zostali uznani za czarowników nie dokonując nawet połowy tego, co Mayne Reid Coe.

Gdy mowa o wysokich temperaturach, trzeba powiedzieć o zjawisku znanym i opisanym przez fizykę. Chodzi o to, że ciecz, w przypadku kontaktu z wysoce nagrzaną powierzchnią, opiera się o nią na warstwie pary, która powstaje w momencie kontaktu. Aby sprawdzić to eksperymentalnie, wystarczy wylać naparstek wody na rozgrzaną blachę. Kropla, która w tym momencie powstanie, będzie się różnie zachowywała w zależności od temperatury blachy, na którą spadnie. Jeśli będzie ciepła, czy nawet bardzo ciepła, kropla rozleje się na niej, i wyparuje prawie natychmiast. Jeśli natomiast blacha będzie bardzo rozgrzana, nieomalże do czerwoności, to, wbrew temu co moglibyśmy oczekiwać, kropla wcale nie wyparuje szybciej. Zamieni się jakby w kulkę, i będzie pozostawała w niezmienionej formie przez stosunkowo długi moment. Eksperyment, który wykonałem u siebie w kuchni, przy pomocy silnie nagrzanej patelni, pokazał, że woda nie wyparowała przez 10 sekund.

W momencie upadnięcia na blachę, pomiędzy kroplą, a podłożem wytwarza się niewielka warstewka pary wodnej. Staje się ona jakby poduszeczką, na której opiera się reszta wody. Para bardzo źle przewodzi ciepło, i to właśnie dlatego reszta wody, "oparta" na parowej poduszeczce paruje dużo wolniej, i to raczej od otaczającego ją nagrzanego powietrza, a nie od podłoża.

Natomiast na blasze ciepłej, ale nie gorącej, w momencie upadku kropli, temperatura nie jest wystarczająco wysoka, by wytworzyć parową "poduszkę". Woda rozlewa się i szybko paruje całą swoją objętością.

Znany dziewiętnastowieczny francuski iluzjonista, Robert-Houdin, w swym wydanym w 1868 roku dziele pod tytułem "Confidences et révélations" przytacza pewną niezwykła historię, w której opisuje eksperyment, bezpośrednio związany z tym zjawiskiem, a który przeprowadził w pewnej hucie żelaza.

Otóż dowiedział się, że chodzą słuchy, jakoby hutnicy potrafili bezkarnie włożyć rękę w roztopione żeliwo i wyjąć ją bez najmniejszego szwanku. Niektórzy podobno zarabiali kolejki piwa, robiąc zakłady z niedowiarkami, którzy chcieli zobaczyć coś tak niezwykłego.

Robert-Houdin udał się więc do huty, w towarzystwie pewnego fizyka, który zapewniał go, że już wielokrotnie sam przeprowadzał eksperyment.

Mistrz podszedł do nas i pokazał nam piec, przy którym mieliśmy przeprowadzić nasze doświadczenie. Hałas, i gorąco bijące od urządzeń zwiększały mój niepokój, ale stałem spokojnie obok pana Boutigny i czekałem na spust surówki.

- Robię to tylko dla pana - powiedział Boutigny, - bardzo nie lubię tego doświadczenia. Pomimo, że jestem pewien rezultatu, za każdym razem odczuwam jakiś nieodparty niepokój.

- Skoro tak - odpowiedziałem - wierzę panu na słowo, chodźmy stąd.

- Nie, nie, pokażę panu to niezwykłe zjawisko. Niech mi pan pokaże proszę swoje ręce.

Wziął me ręce w swoje.

- Do diabła! - zawołał, - są zbyt suche by przeprowadzić doświadczenie.

- Naprawdę?

- Tak jest.

- To co, może być niebezpiecznie?

- Mogłoby być.

- Chodźmy w takim razie stąd, - powiedziałem, kierując się ku wyjściu.

- Nie, szkoda by było. Niech pan zmoczy ręce w wodzie z tego wiadra - odpowiedział mój towarzysz, powstrzymując mnie, - niech pan je wytrze, a w porach na skórze pozostanie wystarczająco wilgoci.

W tym momencie zatyczka pieca została wybita i płonąca lawa rozpalonego żeliwa wypłynęła na zewnątrz. Gdy strumień przestał pryskać i stał się czysty rażąc nasze oczy białym blaskiem, mój towarzysz podszedł doń i włożył weń zdecydowanym gestem ręce, tak jakby je mył w tym rozpalonym strumieniu.

Skłamałbym mówiąc, że patrzyłem na to ze spokojem. Serce biło mi tak mocno, że myślałem, że wyskoczy mi z piersi. Gdy pan Boutigny zakończył te "ablucje" podszedłem zdesperowany. Powtórzyłem jego gesty; chlapałem się w gotującej lawie i w nieopisanej radości, która chwyciła mnie za serce, wziąłem jej odrobinę w dłoń i rzuciłem w powietrze. Skądinąd, uczucie jakiego doznałem było podobne do dotknięcia delikatnego aksamitu czy jedwabiu.

W przypadku rozgrzanego żelaza, ciepło pochodzi jedynie od promieniowania. W przypadku węgli sprawa wygląda inaczej. Ciepło pochodzi z reakcji utleniania, i to raczej ograniczenie dostępu powietrza do płonących węgli chroni skórę przed poparzeniem.

Gdy stajemy stopą na rozpalonym węglu drzewnym, wygaszamy go po prostu, pozbawiając dostępu tlenu. Z tego wniosek, że każdy może chodzić po rozpalonych węglach, jedyne, na co należy zwrócić uwagę, to na odrobiny węglików, które mogą powłazić między palce u nóg.

W California Institute of Technology psycholog McCarthy i fizyk Leikind zorganizowali pokaz, podczas którego ponad siedemdziesiąt osób, bez żadnego przygotowania, przechadzało się po rozpalonych węglach. Nikt się nie poparzył.

Jeśli Czytelnik nie chce mi uwierzyć, może przeprowadzić eksperyment, kładąc na rozpalone węgle drzewne, takie jak do grilla, pęto kiełbasy. Wygasi ono węgle nie spalając się, jeśli zdejmie się je wystarczająco szybko. Bo, chodząc po węglach, należy pamiętać, że nie jest to miejsce, na którym można się zatrzymać na pogaduszki. Na rozżarzonych węglach należy chodzić, a nie stać, ale chodzić może po nich każdy .

Oczywiście mało kto będzie chciał w to wszystko uwierzyć. Jakoś łatwiej jest wierzyć, że tylko magowie i fakirzy, dzięki nadludzkim, czy wręcz nadnaturalnym siłom potrafią tego dokonać. Prawdą jest, że dzięki treningowi można zmniejszyć odczucie bólu. Nie twierdzę nic przeciwnego, ale w opisanym przypadku nie jest to potrzebne.

Chciałbym zwrócić uwagę Czytelników na pewien problem dotyczący zdrowego rozsądku i pewnej wiedzy. Otóż wspomnieni już naukowcy z Kaliforni zwrócili w czasie pokazu uwagę na fakt, że pewne pojęcia w sposób szczególny wpływają na nasze podejście do rzeczywistości. I tak, gdy mamy kanister z benzyną, i pusty, po benzynie, to przy pełnym, z ostrożności, nie zapalimy papierosa, robiąc to ze spokojem przy pustym. Jest to błąd, który kosztował zdrowie i życie bardzo wielu osób. Niewielkie jest ryzyko, by kanister wypełniony benzyną zapalił się, bo w benzynie palą się jej opary. W pustym kanistrze natomiast pełno jest oparów po benzynie, oparów, które wybuchają, jak niezła bomba.

Podobnie, gdy jest mowa o temperaturze wielu myśli natychmiast ciepło. Nie wszystko wygląda tak, jakby się mogło wydawać. O ile gorąco oznacza automatycznie wysoką temperaturę, o tyle wysoka temperatura nie musi koniecznie powodować gorąca.

Tych wszystkich natomiast, którzy nadal twierdzą, że potrafią, dzięki mocom nadprzyrodzonym, czy intensywnym ćwiczeniom psychicznym, i tylko dzięki temu, znieść wysokie temperatury, zapraszam do przeprowadzenia eksperymentu. Najlepiej publicznego. Ale niech rozpalone węgle zamienią na kawałek, rozgrzanej do 300°C, blachy aluminiowej czy miedzianej. 300°C to mniej niż połowa temperatury węgli, po których przechadzają się z takim spokojem, nie powinno być więc problemu...

Żeby nikt nie posądził mnie, o nawoływanie do samookaleczenia, dodam tylko, że jeśli ktoś chciałby to zrobić, niech przygotuje w zasięgu ręki opatrunki sterylne i telefon, by wezwać pogotowie. Życzę dużo szczęścia.

Następny tekst


Jeśli uważasz, że to co przeczytałeś było ciekawe albo wartościowe, kliknij na zieloną łapkę. Albo na tę drugą, jeśli nie. Takie kliknięcie zawsze jest przyjemne, bo oznacza, że to co piszę nie pozostawiło Cię obojętnym. Możesz również udostepnić ten tekst w serwisach społecznościowych, dzięki czemu inni też go zobaczą. możesz też zasubskrybować kanał RSS który będzie cię powiadamiał o nowych wpisach: uruchom subskrypcje kanału RSS

kliknij, jeśli tekst ci się spodobałkliknij, jeśli tekst ci się nie spodobał
Skomentuj

Pewne sprawy muszą być jasne - to jest MÓJ blog, więc to ja decyduję o tym, co się na tych stronach pojawi, a co nie. Tak więc gdyby ktoś chciał wypisywać tutaj rzeczy, których nie chcę tu widzieć (myślę głównie o jakichś wulgaryzmach, spamie itp), to je po prostu usunę. Takie jest moje zbójeckie prawo. (Merytorycznych, ale krytycznych wobec mojego tekstu uwag nie usuwam.)...aha, i jeszcze jedno - w komentarzach nie wolno umieszczać linków.